Ach, ach w światku naszego scrapbookingu zawrzało. Ktoś nam włożył kij w mrowisko …
Zaczęło się od wpisu Kardamonowej na blogu, która przytoczyła za gazetą „Wysokie Obcasy Extra” następującą definicję scrapbookingu:
Scrapbooking – drogie pinezki, cekiny, serduszka, błyszczące kwiatki i kokardy, które kupuje się przez internet i wykorzystuje do robienia ramek, laurek i wszelkiego typu ozdób. Uwaga: tylko dla dorosłych! To szał pracownic korporacji, które po pracy relaksują się, wyobrażając sobie, że są XIX wiecznymi gospodyniami domowymi”.
A ja od tylu lat zaczynam sobotę od kawy i lektury „Wysokich Obcasów”…

Droga Redakcjo.
Scrapbooking to niestety choroba zaraźliwa.
Mój mąż twierdzi, że to nawet rodzaj sekty, która sprytnie werbuje
i ubezwłasnowalnia swoich członków.
Ofiary, najczęściej kobiety, godzinami potrafią mówić o wykrojnikach, dziurkaczach, tuszach distress, crackle accents, glimmer mistach i glimmer glamach, pudrach do embossingu …Żaden „normalny” człowiek nie jest wstanie rozszyfrować tego specyficznego języka scraperek.
Co gorsza ciągle wzrasta w nich potrzeba posiadania nowych przydasiów. Ten błysk w oku i drżące ręce kiedy do sklepów internetowych przychodzi nowa dostawa…i stany lękowe by tylko zdążyć włożyć do koszyka upragnione ćwieki. To wyczekiwanie na „pana pocztowego”, który niesie pod pachą pudełko (sprytnie zakamuflowane – wygląda jak karton po pizzy). Wreszcie szał rozpakowywania, wąchanie papierów, muskanie wstążeczek vintagowych, układanie kolorami kwiatków papierowych…Obłęd.
To jak narkotyk…bo przecież normalny człowiek nie scrapuje do trzeciej nad ranem…a wstając o szóstej nadal ma resztki kleju na piżamie, brokat na nosie, paznokcie brudne od farby akrylowej.
Niektóre wariatki w ten zgubny nałóg wciągają swoje dzieci –
bez żadnych skrupułów.
Poza tym mają tendencję do organizowania zlotów, warsztatów, spotkań…nieustannie nawiązują kontakty, zakładają blogi, fora, organizują wymianki, rozdawnictwa i stawiają sobie wyzwania…
Krążą wśród nich jakieś albumy, ba nawet pudełka – z których wyjmują, dokładają i posyłają dalej w Polskę. Myślę, że te „drogie pinezki, cekiny, serduszka, błyszczące kwiatki i kokardy, które kupuje się przez Internet” to tylko wierzchołek góry lodowej…to sprawa dla wnikliwego reportera, który rozgryzie środowisko scraperskie od podszewki…
Malflu…pracująca w wiejskiej szkole jako pedagog…
Z drugiej strony nie mam żadnego żalu czy urazy do autora tekstu w „Wysokich Obcasach Ekstra”. Taka tendencja do generalizowania jest powszechna i dotyczy rozmaitych środowisk…widocznie tekst pisany był dość subiektywnie.
Róbmy swoje… ja tam wyrwałam się na mały „miting sekty scrapowej”…i efektem jest LO ze zdjęciem, które uwielbiam



Papiery TSC – Karoli “My Private Happiness”.
Pozdrawiam słonecznie, niedzielnie i posyłam garść optymizmu i dystansu…najlepiej do siebie samego.
Read Full Post »